Polskie korzenie AMANDY
Ponad sto lat temu zjechali do północnej części argentyńskiej prowincji Misiones pierwsi Polacy, a wśród nich – członkowie rodziny Szychowskich. Zacny ten ród osiedlił się niedaleko Apostoles, w posiadłości „La Cachuera”. Warto pamiętać, że polskie osadnictwo w Argentynie było rezultatem zaproszenia rządu tego kraju w ramach programu emigracyjnego.
Posiadłość rodu Szychowskich znajduje się w głębi lądu, 6 kilometrów od głównej drogi łączącej Apostoles z Azara, na rozległym i pół dzikim pustkowiu, porośniętym miejscami plantacjami yerba mate i tylko sporadycznie większymi drzewami. Saga rodu Szychowskich sięga roku 1900, kiedy to z dalekiej osady Borszczów, we wschodniej Galicji, polski młynarz Julian wraz ze swoją rodziną i dziećmi wyruszył w kwietniu w nieskończenie długą drogę na drugą półkulę, podejmując desperacką decyzję szukania szczęścia w egzotycznej Argentynie, oddzielonej całymi tygodniami podróży z portów niemieckich od Buenos Aires.
Pierwsze partie yerba mate AMANDA i zadowolona z sukcesu rodzina Szychowskich
Ze stolicy kraju wciąż czekał wtedy osadników wielodniowy „spływ” pod prąd po rzece Parana, blisko 1000 km na północ, do stanu Misiones – bo dróg bitych wtedy nie było – i wreszcie dojazd do osady Apostoles, gdzie wyznaczono im miejsce zasiedlenia. Jan Szychowski, o którym głównie będzie ta część historii, miał wtedy raptem 10 lat, a przybył z matką Karoliną oraz rodzeństwem, bratem Teofilem oraz siostrą Heleną. Przyjechali oni w większej grupie kilku polskich rodzin, wśród których znajdowała się Bronisława Kruchowska, przyszła małżonka Jana. Ślub nastąpić miał jedenaście lat później, w roku 1911, ale zanim do tego doszło, Jan (potem zwany przez miejscowych Don Juanem Szychowskim) musiał, jak wszyscy nowi emigranci, wziąć się do konkretnej, ciężkiej pracy aby stworzyć tutaj swój nowy byt. Został pomocnikiem kowala i szybko polubił ten fach. Kiedy osiągnął wiek dojrzałości, 18 lat, postanowił zacząć samodzielny interes, otwierając kuźnię, zakład kowalski, wykonujący wszelkie prace przy powozach i pojazdach transportowych.
Okładka broszury Muzeum Jana Szychowskiego
W dzisiejszym muzeum Juana Szychowskiego oglądać można wiele przykładów jego mistrzostwa i wręcz artyzmu w kutym żelazie. Z metalowych prętów zrobił on nawet całą kołyskę dla pierwszego dziecka, podobnie jak stoły i meble domowe, spinane oryginalnie żelaznymi wstęgami. Są tu też pojazdy z tamtych lat – typowy wóz drabiniasty, ale z drewnianą wykładziną poboczy, pługi i wszelkiego rodzaju narzędzia rolnicze oraz gospodarskie, wykute sprawną ręką Jana. Wyjaśnienia i komentarze dzisiejszych jego wnuków, którzy opiekują się muzeum dziadka, a także oprowadzają gości, uzmysławiają jednoznacznie skalę problemów, z jakimi musieli się zmierzyć, przed stu laty, polscy emigranci. Ludzie osiedleni w okolicach Apostoles nie mogli liczyć na żadną pomoc, zdani byli jedynie na własne siły, praktycznie na to, co przywieźli we własnym węzełku i w emigranckiej skrzyni . Nie było wokół miast i sklepów, usług ani narzędzi – trzeba było wszystko na swój użytek samemu wykonać. Praktycznie, to co dziś widzimy na terenie „La Cachuera” zostało wykonane przez jej właściciela i jego rodzinę. Dlatego familia musiała być jak najliczniejsza, aby podołać wyzwaniom, jakie stały przed każdym przybyszem na Nowy Ląd, w Ameryce Południowej.
W roku 1911 nastąpił ślub Bronisławy Kruchowskiej z Janem Szychowskim (miał on wówczas 21 lat). Błogosławionym rezultatem tego związku stało się w następnych latach przyjście na świat ośmiorga dzieci – czterech dziewcząt (Susany, Enriki, Karoliny i Lidii) oraz czterech chłopców (Edmunda, Juana Alfredo, Albino Jose i Ricardo Bronislado). Mogłoby wyglądać, że życie w Apostoles toczyło się gładko, bez przeszkód i wahań, zaś raz dokonany wybór, emigracja i osiedlenie się w dalekiej prowincji Argentyny, w Apostoles, było trafnym wyborem i najlepszym krokiem. Tak jednak wcale nie było. Rodzina Szychowskich poznała już w pierwszych latach pobytu gorzki smak chleba pochodzącego z twardej pracy, w warunkach izolacji i osamotnienia. Po czternastu długich sezonach zmagania się z osadniczym losem, senior rodu, Julian wraz z synem Janem postanowili w końcu udać się do Buenos Aires, aby tam zorientować się czy istnieje możliwość znalezienia lepszej pracy i życia w wielkim mieście. Nosili się też po cichu z planami wyjazdu z Argentyny – do Stanów Zjednoczonych bądź Kanady, a w ostateczności… powrotu do Polski.
Przybyli jednak do Buenois Aires w chwili, kiedy gazety na pierwszych stronach obwieszczały wybuch wielkiej wojny światowej w Europie, co uznali za wielce znaczący dla siebie omen. Zrezygnowali zatem z radykalnych planów wyemigrowania w tym czasie w inne strony, postanowili ostatecznie powrócić tam, gdzie już wcześniej rzucił ich los. Mimo to młody i przedsiębiorczy Jan nie tracił czasu ani sposobności, aby coś z tej wyprawy do domu przywieźć. W Buenos Aires zobaczył po raz pierwszy precyzyjne maszyny tokarskie, które go wręcz zafascynowały. Przestudiował ich budowę i zasady działania, aby koniecznie je potem ściągnąć do swojej posiadłości pod Apostoles. Nie było to proste, ale nowa idea technicznego postępu miała się teraz stać jego życiową pasją. Po powrocie do „estancji” skonstruował najpierw prosty kierat, do którego zaprzęgane były zwierzęta, skupiając wysiłki na stworzeniu mechanicznego systemu transmisji do otrzymania jak największej mocy, potrzebnej mu do pracowni. Prąd elektryczny pozostawał wciąż w tamtych czasach i okolicach, niedościgłym marzeniem, trzeba było samemu stworzyć zarówno źródło napędu i energii, tak jak własnymi rękoma i pomysłowością skonstruować dla siebie mechaniczną pracownię w oparciu o wielofunkcyjną tokarkę.
Nowatorskie maszyny mistrza Jana stanowią dzisiaj ozdobę muzeum
Zajęło mu to całe trzy lata, ale od roku 1919 Jan Szychowski dysponował już w swojej posiadłości sprzętem, urządzeniami i narzędziami, jakich nie miał nikt w odległej okolicy… A był to dopiero początek budowania całych zakładów w „La Cachuera”, jakie miały, z czasem, nie tylko przynieść Juanowi Szychowskiemu podziw, rozgłos, ale też prawdziwą fortunę… Don Juan Szychowski, jak go tytułowano, przystąpił do konstruowania różnorodnych maszyn. Jego ambicją było zrobienie wszystkiego samemu – i choć wygląda to dziś nieprawdopodobnie – nie sprowadził on, ani też nie kupił ani jednej części w wypełniających dzisiejsze muzeum ogromnych urządzeniach, lecz zrobił je sam, we własnym zakładzie, na swojej tokarce! Ich asortyment jest rzeczywiście pokaźny: zaczął od dużego urządzenia, wielkości kolejowego wagonu, które czyściło i sortowało rosnący i zbierany w okolicy, miejscowy ryż, a zakończył na młynie, który przetwarzał maniok na sypki krochmal oraz sortownicy, która cięła gałązki i liście yerba mate na materiał, z którego zaparza się słynną, krzepiącą, południowo-amerykańską Amandę.
Cała rodzina zaangażowana była teraz w prace dla fabryki, która stanowiła dla rodziny Szychowskich realną szansę wyjścia z dołka, osiągnięcia gospodarczej siły i samodzielności. Czasy były jednak niełatwe – ceny na finalne produkty były niskie, koszty budowy maszyn do produkcji wciąż spore, a odległości zbyt wielkie, aby rozpocząć prawdziwą ekspansję. Rodzina musiała sama sadzić, zbierać i hodować wszystkie główne rośliny, które służyły jako materiał dla produkowania asortymentu na rynek, a kiedy wreszcie przekroczono próg opłacalności, Szychowski zwrócił się do okolicznych polskich gospodarzy, aby podjąć z nim współpracę, dając im tak bardzo oczekiwaną ekonomiczną pomoc, a samemu zyskując także lokalny rynek zbytu.
Z końcem lat dwudziestych Jan zdobył się na większą inwestycję, najpierw na spiętrzenie okolicznej rzeki Chimiray, za zgodą lokalnych władz, a następnie budowę kanału, który doprowadził do jego fabryki spiętrzoną wodę, napędzającą teraz turbiny maszyn. Krok po kroku osiągał sukcesy, o jakich trudno było innym nawet marzyć. Jasna wizja, determinacja i fachowa wiedza, prawdziwy talent w rękach, wzbudzały podziw nie tylko najbliższych sąsiadów. W roku 1936, na wieść o wielkiej przedsiębiorczości i ogromnych sukcesach polskiego osadnika w Argentynie, rząd II Rzeczypospolitej Polskiej przyznał mu Brązowy Krzyż Zasługi, który stał się dla całej rodziny Szychowskich przedmiotem nieopisanej dumy, i po dziś eksponowany jest na honorowym miejscu w obecnym muzeum Juana Szychowskiego.
W jakiś czas potem odkryła go jeszcze ekipa słynnego wydawnictwa „National Geographic”, czyniąc Szychowskiego najpierw bohaterem cover story, a następnie swoim członkiem honorowym, którym pozostał do śmierci. Zakłady w rodzinnej posiadłości koło Apostoles z biegiem czasu stawały się coraz bardziej znanym producentem narodowego napoju yerba mate, w którego technologii Juan Szychowski czynił nieustanne wynalazki i milowe kroki.
Yerba mate rosła na plantacjach „La Cachuera” od 1917 roku, ale niemal aż do 1936 roku produkowana i pakowana była w najprostszy, czyli pracochłonny, ręczny sposób. Od połowy lat trzydziestych nastąpiła jednak rewolucja: Jan Szychowski zainstalował najpierw wielki młyn do ucierania gałązek i liści krzewów przechodzących po ścięciu proces fermentacyjny, a następnie wymyślił i zbudował całą linię, która upychała produkt do paczek, ubijała je i mechanicznie zamykała. Pojawiły się też pomysłowe, kolorowe opakowania, świadczące o sporym zmyśle reklamy. Proces stałych ulepszeń trwał praktycznie aż do lat pięćdziesiątych, kiedy to Szychowski wynalazł maszynę czterokrotnie szybszą w pakowaniu yerba mate, mogącą poszczycić się wydajnością 400-500 funtowych opakowań na godzinę. Rząd prowincji Misiones nagrodził go za te wysiłki „Orderem Yerba Mate”, przyznanym rodzinie w roku 1960, już niestety post mortem, po odejściu z grona żywych niestrudzonego, 70-letniego polskiego pioniera i osadnika.
„La Cauchera” po śmierci Jana Szychowskiego została przejęta przez jednego z synów, który nie miał jednak dobrej ręki ani szczęścia, i w roku 1966 przedsiębiorstwo stanęło na krawędzi brankructwa, utraciwszy swą poprzednią pozycję oraz dostęp do kredytów. Wtedy to trzech członków tej rodziny przejęło stery firmy w swoje ręce. Dwóch braci Szychowskich, Juan Alfredo zwany „Pancho” i Ricardo Branislado „Lalo” zajęło się firmą, dzieląc odpowiedzialność za sprawy przemysłowo-handlowe oraz dostawę surowca (przede wszystkim uprawę ryżu), a wspierał ich w tym dzielnie szwagier, Zdzisław Styczyński. Głównym problemem stał się brak dostępnych gruntów w sąsiedztwie „La Cauchera”, uniemożliwiający ekspansję produkcji rolnej. Znaleziono sporą plantację o powierzchni 120 hektarów, ale w miejscowości odległej o 270 km od Apostoles! Nie zraziło to jednak dzielnych braci Szychowskich, którzy postarali się o licencję lotniczą i nabyli dwa małe samoloty, aby kursować sprawnie pomiędzy swoją siedzibą w Apostoles a odległymi plantacjami. Przy tej strategii rozbudowali szybko swój potencjał agrarny do 1200 hektarów uprawy ryżu i ponad 1000 ha soi. Wynajęli lokalną sortownię ryżu i zaczęli lansować nową nazwę produktu „Amanda”, która szybko stała się synonimem argentyńskiego ryżu najwyższej jakości.
Yerba Mate AMANDA - biała i czerwona barwa dominuje w produktach rodziny Szychowskich – to chyba nie przypadek?
Nie zaniedbano także tradycyjnej linii produkcji popularnej yerba mate, a w roku 1975 bracia Szychowscy wybili się swoim produktem na czoło produkcji krajowej. Aktualnie „La Cauchera” zatrudnia 310 robotników, 9 specjalistów oraz 31 urzędników. Przy tak rozbudowanej firmie, która stała się teraz trzecim w skali Argentyny producentem i dystrybutorem yerba mate, znalazło w niej zatrudnienie całe następne pokolenie ich dzieci oraz spokrewnionych rodzin. Warto wspomnieć, że konkurując ze stu argentyńskimi firmami, „Amanda” awansowała na miejsce drugiego w skali kraju eksportera, wprowadzającego na rynek 130 ton herbaty w skali dziennej! Podobnie stało się z produkcją ryżu, który obecnie eksportuje się także na rynek północno-amerykański. Natomiast yerba mate wysyłana jest przez firmę „Amanda” do Kanady i Stanów Zjednoczonych, Australii, a także do Meksyku, Urugwaju i Chile. Argentyńska yerba mate trafia też do Egiptu, Hiszpanii oraz Włoch, Libanu i Syrii…
Rząd prowincji Misiones raz jeszcze nagrodził pamięć Juana Szychowskiego w 1999 roku kolejnym odznaczeniem i nagrodą „Andresito”, w uznaniu całości jego wysiłków i dokonań. Jesienią tego samego roku imieniem Don Juana Szychowskiego nazwano nowo utworzoną pracownię komputerową w lokalnej szkole technicznej w Apostoles, dar rodziny, aby młodzi Argentyńczycy pamiętali i wiedzieli o słynnym Polaku, który wyemigrował przed ponad stu laty do ich kraju, a przez całe swoje życie był prawdziwym uosobieniem niestrudzonego człowieka czynu, symbolem wiecznej inwencji i nowatorstwa, służąc zarówno swojej wspólnocie i nowej ojczyźnie. Dziś misja rozwoju przedsiębiorstwa Szychowskich spoczywa w rękach jego synów, Juana Alfredo i Ricardo Bronislado, którzy sami będąc w jesieni życia, kontynuują dalej przemysłową produkcję, stawiającą ich w rzędzie najpoważniejszych producentów ryżu i yerba mate w kraju ich osiedlenia.
Opr. Maciej Ślużyński